| |
| wysokość: głębokość 50-100 cm, pora kwitnienia: V-X |
|
| |
|
|
Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć. Jako zarejestrowany użytkownik będziesz miał kilka przywilejów. Między innymi dokładny opis i większe zdjęcia rośliny. |
|
Komentarze | 28.07.2010 o godz. 9:40 Harryangel pisał(a): | Z tymi "sekretami" Latour-Marliaca było trochę inaczej. Rzeczywiście żadnych notatek nie robił, ale przede wszystkim kierując się kupiecką chytrością przeznaczał do dalszego mnożenia i sprzedaży wyłącznie odmiany płonne, a płodne niszczył. Kiedy w 1911 r. zmarł, okazało się, że w matecznikach szkółki są niemal wyłącznie odmiany płonne, z oczywistych względów do hodowli się nie nadające. Jego spadkobiercy, córka i zięć, Maurice Laydeker, musieli zaczynać praktycznie od zera. Niemniej jednak trochę odmian sygnowanych nazwiskiem Laydekera powstało. Laydekerowie pozostawali właścicielami firmy do 1991 r. kiedy to sprzedali ją Anglikom.
Z opisem koloru kwiatów pozwolę sobie się nie zgodzić. "Attraction" rzeczywiście jest rubinowoczerwona, choć nie tak intensywnie jak "Escarboucle" i zewnętrzne płatki zawsze są jaśniejsze. Ma jednak przykrą właściwość uzyskiwania właściwego wybarwienia kwiatów dopiero po naprawdę dobrym zadomowieniu się na stanowisku. W przypadku roślin uprawianych w gruncie trwa to 2-3 lata, dla roślin uprawianych w pojemnikach jeszcze dłużej; o ile w ogóle, bo nim się roślina zadomowi, zdąży zupełnie wyjałowić podłoże, trzeba ją przesadzić i zadomawianie zaczyna się od początku.
| | 28.07.2010 o godz. 10:17 BasiaK pisał(a): | Hasło "sekrety krzyżowania" dotyczy wyłącznie pochodzenia (roślin rodzicielskich) danej odmiany, nie ma nic wspólnego z całą filozofią hodowli L.-M.
| | 29.07.2010 o godz. 2:05 Harryangel pisał(a): | No, nie wiem... Ukrywanie pochodzenia odmian też raczej było elementem filozofii hodowli (czy raczej handlu) Latour-Marliaca. Zresztą Autor zamieścił taką adnotację przy każdej odmianie tego hodowcy. A poza tym co to niby za "sekrety krzyżowania"? Zapyla się jedną odmianę pyłkiem drugiej, zbiera i wysiewa nasiona, a potem selekcjonuje siewki, jak już zakwitną, pod kątem przydatnych hodowcy cech. I tyle. Przynajmniej tak się to robiło w czasach Marliaca. A Marliac nie miał pojęcia o genetyce, nie znał nawet praw Mendla, ale to, że krzyżowanie takich samych odmian rodzicielskich wcale nie musi dać powtarzalnych rezultatów, wiedzieć musiał. Ale na pewno wiedział też, że może dać równie ładne albo i jeszcze ładniejsze - i w tej sytuacji tym ważniejsze dla niego było, by krzyżowaniem odmian grzybieni zajmował się tylko on i nikt inny.
| |
|
|
| |
|
|